Konkurs „Co nam przekazują zesłańcy Sybiru?”

10 lutego 2017 roku w XXVII Liceum Ogólnokształcącym im. Zesłańców Sybiru w Lublinie odbyło się podsumowanie konkursu „Co nam przekazują zesłańcy Sybiru?” W konkursie tym brali udział uczniowie naszej szkoły. Dwóch uczniów klasy III a zostało nagrodzonych. Mateusz Kasiak zajął I miejsce w kategorii proza, natomiast Kacper Ziętek III miejsce w kategorii poezja. Opiekunką Kacpra była pani Renata Kopycińska, a Mateusza – pani Agnieszka Kramek.

Poniżej przedstawiamy nagrodzone prace.
Modlitwa Sybiraków

Z kresów wschodu ludzie zabierani,

Z dworków i pałaców,

Z chat strzechą krytych.

Pomiatani, wzgardzeni, opluci.

Siłą do pociągów wrzucani.

Ci, którzy kraj ojczysty przez szpary żegnali,

w głąb dzikich krain wysyłani.

Z ciemnych, brudnych wagonów

zdrętwiałymi ustami modlitwy słowa szeptali:

„O Jezu Chryste, wybaw nas, ocal od zagłady!

Ty, co opuściłeś piękne niebo, a obrałeś barłogi,

zmiłuj się nad nami!”

– Zmiłuj się nad nami – powtarzał wiatr,

stukały koła wagonów,

krzyczała cisza…

Kacper Ziętek

Gimnazjum nr 2 im. Oskara Kolberga w Opolu Lubelskim

Dziady Kresów

Gdy Sowieci na ziemiach królewskich nogę postawili,

ni krzyża,

ni pałacu,

ni kapliczki

nie oszczędzili.

Olbrzymi dorobek kultury

na ziemiach polskich został zniszczony

lub zawłaszczony.

Do łagrów wywożeni.

Czy to chłop, czy to szlachcic

różnicy wielkiej nie miało.

Cierpieli głód, chłód i biedę,

znosili robactwo.

Zaprzęgani jak konie do ciężkich robót

pracowali o głodzie i o chłodzie.

Zmęczeni i wycieńczeni.

Nikt nie słyszał ich wołania o pomoc.

Nic po nich nie zostało.

Ni nazwiska, ni grobu…

Tylko trawy na stepie odprawiają dziady.

Kacper Ziętek

Gimnazjum nr 2 im. Oskara Kolberga w Opolu Lubelskim

Zesłańcy Sybiru – świadkowie historii

Ze wspomnień Teodory Nity-Osiak

Był słoneczny, listopadowy dzień 1944 r. Józef wybierał się w odwiedziny do swoich teściów. Rozpoczął wędrówkę z miejsca swojego zamieszkania, Dąbrowy Godowskiej, do domu teściów w Białowodzie. Najkrótsza droga do celu prowadziła przez las, w którym swoje działania prowadziła grupa partyzancka. Józef nie należał do partyzantów. Pewny siebie i niespodziewający się żadnego zagrożenia mężczyzna, ubrany niezbyt ciepło, wyruszył leśną ścieżką w kierunku głównej drogi przecinającej jego trasę. Znał ten las. Widział jak rośnie, jak zmienia się wraz z porami roku. Czuł się w nim bezpiecznie i swojsko.

Nagle zauważył jadący drogą wóz, na którym siedziało czterech mężczyzn. Trzej z nich byli rosyjskimi żołnierzami. Polak podążał w dalsza drogę, kiedy usłyszał głośną komendę: ,,Stać” wydaną przez rosyjskiego żołnierza oraz odgłos kilku strzałów ostrzegawczych z pistoletu maszynowego. Przestraszony mężczyzna zatrzymał się i uniósł ręce w górę. Dwóch żołnierzy zeskoczyło z wozu i aresztowało Józefa. Zaniepokojony sytuacją przez całą drogę wypytywał wojskowych o powód zatrzymania, lecz ci nie odpowiadali na pytanie, celując w jego stronę z dwóch pistoletów maszynowych.

Józef został przewieziony do pobliskiego miasta, Opola Lubelskiego, skąd przetransportowano go samochodem do więzienia na Zamku w Lublinie. Tam dowiedział się, że został rozpoznany przez woźnicę jako jeden z miejscowych partyzantów. Józef zarzekał się, że oskarżenia są fałszywe, jednak to nic a nic nie zmieniło. Po kilku dniach spędzonych w więzieniu przewieziono do wsi Słomianki pod Siedlcami, gdzie znajdowała się stacja kolejowa. Mężczyzna uświadomił sobie, jaki będzie cel tej podróży – Syberia. Niestety miał rację.

Wepchnięto go do wagonu, w którym było już około 40 osób. Po ciężkiej, długiej
i wyczerpującej podróży pociąg dotarł na miejsce, do oddalonej o około 1500 kilometrów od Moskwy miejscowości Borowicze. Wszyscy zesłańcy z tego transportu pod eskortą żołnierzy udali się w trzydziestokilometrową podróż do obozu pracy przeznaczonego dla ich grupy. Po ciężkiej, mroźnej wędrówce dotarli do celu. Ujrzeli jakby małą wioskę, w której znajdowały się baraki ustawione w charakterystyczny sposób. Pośrodku znajdował się domek, w którym mieszkali żołnierze i kierownik obozu.

Wszystkich zesłańców podzielono na mniejsze grupy i przydzielono im poszczególne baraki. W każdym znajdowały się piętrowe łóżka zbite z desek oraz koza stojąca na środku pomieszczenia. W swoim nowym ,,domu” na Syberii Józef poznał mężczyznę, z którym się zaprzyjaźnił. To jemu opowiedział historię, jak zamiast w odwiedziny do teściów trafił na zesłanie. Od tej chwili dzielili ten sam los.

W nocy były organizowane ,,warty” przy piecu, do którego ktoś stale musiał dokładać drewna. Rano w baraku pojawiał się żołnierz, który głośnym krzykiem budził wszystkich oraz ogłaszał zbiórkę na dworze. Rozdawano zesłańcom siekiery, kliny oraz piły i prowadzono ich do lasu, gdzie kazano wycinać drzewa. Praca na mrozie była niezwykle ciężka i czasochłonna. Około południa zarządzano przerwę na obiad. Wyczerpany ciężką pracą Józef razem z innymi pracownikami wracał do obozu, gdzie wszyscy dostawali metalowe łyżki i miski. Ustawiali się w kolejce do kuchni polowej, w której wydawany był posiłek. To, co znajdowało się w miskach, ogromnie wszystkich zaskoczyło. Była to zupa z brukwi. W rzeczywistości okazała się ona jedynie gorącą wodą, w której pływały kawałki często popsutej brukwi. Po ,,obiedzie” Józef i jego towarzysze niedoli wracali do pracy. Kiedy zaczynała robić się szarówka, kazano pracownikom zebrać narzędzia i skierowano ich z powrotem do obozu, gdzie czekała na nich kolejna porcja brukwiowego wywaru. Po kolacji wszyscy rozchodzili się do swoich baraków. „ Każdy dzień na Syberii wyglądał tak samo” – opowiadał przyjaciel Józefa po powrocie do Polski.

W wyniku złego żywienia i ciężkiej pracy Józef zachorował na czerwonkę, na którą zmarł 05.04.1945 r. Został pochowany na cmentarzu w Jogle, w grobie nr 24 w kwaterze 1.

***

Opowiedziana przeze mnie historia to koleje losu Józefa Nity, ojca siostry przyrodniej mojej babci, urodzonego 24.11.1914 r. w Dąbrowie Godowskiej. Informacje o miejscu zsyłki
i wiele innych zaczerpnąłem z dokumentu wysłanego do Pani Teodory Nity Osiak (córki Pana Józefa) przez Instytut Pamięci Narodowej i jej wspomnień oraz z opowieści nieżyjącego już kolegi Pana Józefa ze zsyłki, Pana Szewczyka. Jednak nazwisko Pana Józefa Nity zostało przekręcone na nazwisko Nitka, ponieważ tak wołali na niego koledzy na Syberii i po śmierci podali nazwisko Nitka.